2020-09-09     Aldony, Jakuba, Sergiusza     "Człowiek nie jest tym, co ukrywa - jest tym, co robi" - Andre Malraux     Pozdrawiam wszystkich odwiedzających moją stronę.
Strona główna -> Wspomnienia -> Zabytkowa Siostra

ZABYTKOWA SIOSTRA

 

Pisząc o ks. Ludwiku Siwadle (ZN marzec 2010) nie mogłam nie wspomnieć o siostrze Bronisławie Królik – zakonnicy Zgromadzenia Sióstr Szarytek pracującej w naszej parafii przez 33 lata (1966-1999). Jej bardzo owocna współpraca z ks. Siwadłem trwała lat 14 a z ks. Janem Wątrobą lat 19. Wśród tenczyńskich  zakonnic (gdzie przebywa od 10 lat) znana jest jako ,,zabytkowa siostra’’ - ze względu na swą dobrą pamięć i wiek.

 

Byłam pierwszym niepełnosprawnym dzieckiem, które na polecenie księdza Siwadły miała Ona  przygotować do pierwszej Komunii Świętej, a później do  Sakramentu Bierzmowania w systemie nauczania indywidualnego. W następnych latach dzieci znajdujących się w podobnej sytuacji jak ja Siostra  miała więcej. Kiedy moja edukacja dobiegła końca nasze kontakty  nie zostały zerwane. Wprost przeciwnie, siostra przychodziła do mnie tak często jak tylko mogła. Nieraz zabierała ze sobą dzieci, którym pragnęła przedstawić kogoś kto nie ma tyle szczęścia w życiu co oni. Kogoś kto z powodu choroby nie może chodzić, być z nimi w klasie, cieszyć się tym co dla nich jest codzienną radością. Do dziś pamiętam jakie to na nich robiło wrażenie. Widziały mnie - swoją rówieśnicę i patrzyły ze zdziwieniem na moje chude, nieporadne ciało zastanawiając się jak można spędzać dzień siedząc nieruchomo w jednym miejscu z chwilą kiedy im trudno wytrwać 45 minut na jednej  lekcji w szkole.

 

Bywało, że Siostra przyprowadzała do mnie zakonnice-nowicjuszki przebywające w Piwnicznej-Zdroju na wypoczynku chcąc bardziej uwrażliwić je na ludzkie cierpienie. Dawała im w ten sposób żywą lekcję okazywania miłosierdzia, którym to doświadczeniem będą wspierać innych w swym posłannictwie.

 

O swoich podopiecznych Siostra Bronisława nie zapomina mimo dzielącej odległości. Kontaktując się z nimi za pośrednictwem korespondencji zapewnia nie tylko o pamięci, ale przede wszystkim o stałej modlitwie. Kiedy odwiedza swój dom w Piwnicznej-Zdroju, to pierwsze kroki kieruje do Kościoła, a później do swoich podopiecznych, nie zważając na swoje dolegliwości – chore nogi, które nie chcą ją już nosić. Ona wciąż pełni swoją powinność z miłości do nas. Informacje  o naszych losach ma na bieżąco, między innymi z gazety „Znad Popradu”, którą Jej posyłamy.

 

Po latach kiedy odwiedziłam moją siostrę w Tenczynku,  przebywającą na emeryturze (ale wciąż czynną mimo swojego wieku  „zawodowo”),  w zgromadzeniu swoich sióstr, wyznała mi, że w swej pracy misyjnej w Piwnicznej-Zdroju, często brakowało jej dnia, jak to określiła. Jej pierwszym obowiązkiem był kościół; sprzątanie i upiększanie domu Bożego, dbałość o żywe kwiaty bo, jak wyznała, bardzo Jej zależało na tym by ,,Pan Jezus był otoczony pięknem’’ . Przychodząc do mnie widziała, że moja mama zajmuje się haftem i zwróciła się z prośbą o wyhaftowanie obrusu na główny ołtarz. Z czasem tych obrusów przybywało, było ich siedem, haftowanych wspólnie ze mną, na chwałę Bożą, na ile starczało mi wtedy sił. Nie była to praca łatwa, bo jeden obrus miał cztery metry długości a w moim przypadku przebijanie materiału igłą  odbywało się w kilku etapach; najpierw nawijałam materiał na lewą rękę, wzorkiem na przegub (który służył mi jak grzybek do cerowania), prawą ręką przeciągałam igłę, często raniąc sobie ,,swojego grzybka’’. Mama zabezpieczała mi skutą skórę plastrem, po którym igła już bezboleśnie się ześlizgiwała. Jeden obrus haftowałyśmy kilka tygodni. Były one na tyle piękne, że zwracały uwagę oglądających i przydało to mamie wiele zamówień na haftowanie szat liturgicznych (alby i komeżki) i poduszek prymicyjnych nawet daleko poza Piwniczną-Zdrój. Pamiętam jak siostra Bronisława przyniosła mamie stułę do naprawy - ,,retuszu’’. Była to trudna praca bo stuły nie można odświeżać i jest ona haftowana inną metodą – problem ten najlepiej znany jest Siostrom ze Starosądeckiego Klasztoru. Równie trudną pracą było haftowanie obrusiku pod tabernakulum i haft ten mama wykonywała w rękawiczkach by nie pobrudzić atłasu, którego nie wolno było przeprać po wykonaniu.

 

Byłam przekonana, że siostra Bronisława miała wykształcenie medyczne, bo dawała mieszkańcom Piwnicznej-Zdroju zastrzyki i fachowo opiekowała się wyszukanymi przez siebie metodami chorymi w potrzebie. Służyła im wiedzą  medyczną nawet gdy zachorowały ich zwierzęta, które często były ich jedynym źródłem utrzymania. Często mieszkali oni wysoko w górach, w miejscach trudno dostępnych, do których wyjazd jakimkolwiek pojazdem był niemożliwy. Jak się po latach okazało robienia zastrzyków nauczył Ją doktor Ludwik Rzeszutek, bo taka była potrzeba czasu, zapewne za poparciem proboszcza.

 

Siostra Bronisława spełniała rolę wręcz misyjną na naszym terenie, na wzór dzisiejszej pracy misyjnej w Afryce. Po lekcjach z dziećmi w przedszkolach i szkołach szła do swoich cierpiących i często opuszczonych podopiecznych, by zadbać zarówno o ich ciało jak i duszę.

 

Myła ich, przebierała i zabiegała o odprawienie im mszy świętej w ich domach. Kiedy zaś odbywało się nabożeństwo dla chorych w kościele siostra Bronisława podprowadzała ich do zakrystii by w sobie tylko wiadomy sposób mogli się wyspowiadać – mowa tu o ludziach niedosłyszących, głuchoniemych i  innych, wymagających specjalnego podejścia. Przez swoje symboliczne 33 Chrystusowe lata w Piwnicznej-Zdroju zaskarbiła sobie wielkie uznanie i szacunek mieszkańców za swoją ciężką pracę i bezinteresowną miłość, którą nam ofiarowała.

 

Przygotowywała do sakramentów świętych kilka pokoleń od Zawodzia po Hanuszów i od Kokuszki po Zaczerczyk. Marzeniem Siostry, jak wyznawała, było pozostać w Piwnicznej-Zdroju do końca swoich dni między ludźmi, których ukochała i którym służyła, między swoimi kochanymi górami, o których tak często śni. Jednak posłuszna woli swoich zwierzchników pogodziła się z ich decyzją umieszczenia Jej w Tenczynku (ze względu na dogodniejsze warunki przejścia do kościoła). Wciąż słyszę słowa, które mi wyznała: ,,ciałem jestem w Tenczynku, ale sercem w Piwnicznej-Zdroju.  Wyrazem silnej tęsknoty niech będzie życzenie Siostry być pochowaną  na piwniczańskim cmentarzu. Taką wolę wyraziła podczas moich odwiedzin u Niej w maju 2010.

Odwiedzin :