Mieszkam w Piwnicznej – Zdroju, miasteczku położonym nad rzeką Poprad na pograniczu polsko – słowackim w Beskidzie Sądeckim. Miejsce malownicze, spokojne i przede wszystkim gościnne. Kiedyś chętnie odwiedzane przez wczasowiczów, często przez wielopokoleniowe rodziny. Turystyka była ważną gałęzią gospodarczą zwiększającą budżet gminy, niosącą zysk z handlu, gastronomii, transportu. Korzystali właściciele prywatnych domów utrzymujący się z wynajmu pokoi. Często było to cennym dodatkowym, lub jedynym źródłem utrzymania rodziny. Budowano domy wczasowe, włodarze dbali o wystrój, zieleń i szlaki, po których wędrujący turysta mógł, obcując z naturą, cieszyć oczy niepowtarzalnymi widokami. Zapełnione były nieliczne kawiarenki, kino, a organizatorzy letnich imprez nie narzekali na brak publiczności.
Co sprawiało, że wczasowicze chętnie przyjeżdżali? Domowa atmosfera w prywatnych kwaterach, wiejskie wyroby, którymi byli częstowani przez gospodarzy, możliwość skorzystania z zabiegów leczniczych – między innymi kąpieli borowinowych w dawnych Łazienkach na Zawodziu. Liczne źródła naturalnej wody mineralnej gaszące pragnienie podczas upału oraz leczące dolegliwości urologiczne i trawienne. Piwniczański rynek pięknie ozdobiony kwietnymi dzbanami stanowiący atrakcję, przy której koniecznie trzeba było zrobić pamiątkowe zdjęcie – szkoda, że wtedy tylko biało – czarne. Zimową porą Piwniczna – Zdrój dzięki górskim stokom, zwłaszcza Suchej Dolinie, zamieniała się w narciarski raj.
Tak było kiedyś, a jak jest dzisiaj? Dziś Piwniczna - Zdrój pustoszeje, ponieważ nie mamy nic do zaoferowania. Wraz ze zmieniającym się standardem życia zmienił się standard wypoczynku i pokój z łazienką, sprzętem RTV, czystym powietrzem wraz z pięknymi widokami już nie wystarczają. W opinii tych już nielicznie przyjeżdżających, a też i samych mieszkańców nasze miasteczko ma miano skansenu. Zbudowanie skansenu nie trwa parę dni, czy tygodni ten proces jest o wiele dłuższy tak więc na obecną opinię również ,,pracowaliśmy’’ od bardzo dawna. Przyczyną tego jest zastój w budowaniu niezbędnych inwestycji - tak bardzo potrzebnych dla rozwoju turystyki. Brak niezbędnych obiektów, takich jak hala sportowa, basen, kort tenisowy, czy wyciągi narciarskie z eleganckim zapleczem hotelarskim. Brak nowego przejścia granicznego ze Słowacją, bezpiecznego miejsca na zorganizowanie letnich imprez, a nawet alejek z ławeczkami. Nie dziwi mnie usłyszane od powracającego po pięciu latach do Piwnicznej– Zdroju wczasowicza stwierdzenie, że tu nawet ławka nie została zmieniona. I czy jest w tym przesada?
Nasz niezwykły górski klimat „skażony” zostaje ogólnymi narzekaniami przeradzającymi się niekiedy w złość za taką bezsilność. Piękne plany restrukturyzacji, o których mówi się już od wielu lat rodziły wielkie nadzieje na przyszłość. Miały dać szansę na zatrudnienie mieszkańców, na rozwój prywatnej przedsiębiorczości i co za tym idzie na poprawę stopy życiowej. Tymczasem wspomniane inwestycje są tylko wspominane, a tegoroczna powódź, która nie oszczędziła też Piwnicznej będzie z pewnością przydatnym pretekstem na wytłumaczenie się z wieloletnich zaniedbań i na przekonywania ile można by było zrobić gdyby nie jej skutki. Bezrobocie rośnie i będzie wzrastać przyczyniając się do dalszej emigracji zarobkowej. Widmo zagrożenia wisi nad małymi, prywatnymi firmami, których właściciele chcą żyć i pracować na rodzinnej ziemi, płacąc przy tym podatki dla dobra ogółu, a nie tylko swojego i najbliższych. Ich obawy wydają się uzasadnione, a lęk, który odczuwają może być tylko zachętą do zmobilizowania się i podjęcia próby szukania wyjścia z tego impasu. Czy można się im dziwić?
Jestem tylko bierną obserwatorką tego co się w miasteczku dzieje. Ze względu na stan zdrowia nie mogę brać udziału w spotkaniach, na których się omawia i podejmuje ważne dla środowiska lokalnego sprawy. Nie znam się na przepisach i procedurach pozyskiwania funduszy na rozbudowę i modernizację, bo tak naprawdę nie muszę się znać – wiem, że są trudne i bardzo zawiłe. Słyszę przykrą opinię i widzę kończącą się cierpliwość mieszkańców zwłaszcza gdy rozgoryczeni patrzą na gospodarność pobliskiego Rytra, czy niewiele odleglejszego Starego Sącza albo Muszyny. Rozkwit sąsiednich miast nasuwa stwierdzenie, że te skomplikowane przepisy – nie tylko finansowe – można pokonać przy dobrej woli i znakomitej pracy samorządowców nawet gdy w swoim gremium muszą pokonać opozycję. A efekty mówią same za siebie. Przyglądając się temu zazdrościmy, zwłaszcza kiedy myśli się o korzyściach jakie mają mieszkańcy i licznie przybywający goście.
Zachodzi pytanie, czy zasługujemy na miano uzdrowiska? Czy nazwa Zdrój jest odzwierciedleniem tego co się w Piwnicznej-Zdroju dzieje. A raczej tego co się NIE dzieje?
Opublikowano w październikowym miesięczniku “Sądeczanin” 2010 roku